Deszcz lał się strumieniami.
Słońce było daleko schowane za grubą, ciemną warstwą chmur. I pomyśleć, że jest środek wiosny w jednym z najcieplejszych państw na świecie, w Kolumbii.
***
Miała być grzeczna, nie robić nic niedozwolonego i niebezpiecznego, ale wyszło jak zawsze...Kompletna rozpierducha! Korzystając z nieobecności rodziców, którzy pojechali na wycieczkę regeneracyjną do Indii, postanowiła "troszkę" się zabawić. Tak, troszkę, to dobre słowo. Godzina dwudziesta pierwsza, a sąsiedzi już dzwonili ze skargami kilkanaście razy, ale kto z obecnych na imprezie by się tym przejął? Tak właśnie myślałam...
***
Głośna muzyka, prochy, alkohol, ogólny burdel i chaos. Naćpani, pijani ludzie byli wszędzie, dosłownie! Nawet nie przeszkadzała im tak beznadziejna pogoda, bo skakali nago do basenu w ogrodzie i sikali po krzakach. Impreza niczym ta w "Projekt X"
-Widziałeś gdzieś Bibi?
Pytał zdenerwowany brunet chodząc po całym domu i zadając każdej napotkanej osobie to pytanie. Za każdym razem słyszał negatywną odpowiedź.
-Widziałaś Bibi?
Spytał się stojącej obok łazienki blondynki.
-Widziałam. W jej pokoju, ale to było sporo wcześniej, więc nie wiem czy jest tam nadal...
Odpowiedziała.
-Dzięki Inez.
Powiedział i jak najszybciej wbiegł na piętro wymijając stojących ludzi na schodach.
Delikatnie uchylił drzwi od sypialni.
-Bibi?
Powiedział niepewnie.
Pokój dość mały. Ogólnie dom nie jest jakoś specjalnie duży i unowocześniony, biorąc pod uwagę to, że mieszka tutaj rodzina Shakiry.
-Bibi śpisz?
Pytał zamykając za sobą jasne drzwi.
-Jestem naga, Carlos wyjdź!
Odpowiedziała mu wychylając głowę spod czarno-różowej kołdry.
-A co ty Bibi robisz? Nago? W łóżku?
Pytał zdziwiony stojąc kilka metrów od dziewczyny.
-A co ja mogę robić? Weź pomyśl czasem. Najlepiej za drzwiami.
Powiedziała wpatrując się na niego swoimi ciemnymi oczami, na które co chwile opadały kosmyki włosów.
-No przecież już nie raz widziałem Cię bez ubrania... Nie masz się czego wstydzić.
Nie miała ochoty dłużej się z nim droczyć. I tak zawsze musiało wyjść tak, jak ona chce.
-Carls...
Wyszeptała robiąc kocie oczy, po którym zawsze osiągała zamierzony cel. Po prostu była wtedy tak słodka i taka niewinna, że każdy szedł jej na ugodę.
-Dobra! Czekam na Ciebie w salonie. Pośpiesz się.
Mówił wychodząc powoli z pokoju. Po chwili zniknął już z pola widzenia Kolumbijki.
-Uff! Nareszcie sobie poszedł!
Powiedziała jakby do siebie odgarniając włosy z czoła.
-Już myślałam, że będzie się pchał do łóżka.
Dodała wstając i idąc w kierunku szafy z zamiarem ubrania się.
-A wyobrażasz sobie jego minę? Kładzie się do Ciebie do łóżka, a tam jakiś facet!
Powiedział wychylając głowę spor kołdry brunet.
-Tak!
Zaśmiała się.
-Byłaby epicka!
Dodała zakładając luźną bluzkę i legginsy.
-Ta, epicka. Ale Bibi słuchaj. Kolejny raz było bardzo blisko, a by nas nakrył! Nie myślisz, że powinniśmy bardziej uważać?
Mówił mężczyzna zakładając spodnie i koszulkę.
-Ojoj, mój Enrique się boi... Szybko spanikowałeś. Przerosło Cię to?
Pytała się podchodząc do niego i owijając ręce wokół jego szyi.
-Enrique się niczego nie boi! Po prostu uważam, że było by rozsądniej zachować większą ostrożność, bo jak tak dalej pójdzie, to się wszystkiego dowie...
Mówił kładąc ręce na jej biodrach.
-Wiesz, ja z tego powodu płakać nie będę.
Powiedziała od niechcenia i odsunęła się od bruneta.
-Pójdę do niego. Ty tutaj siedź jeszcze przez chwile.
Powiedziała i wyszła z pokoju zostawiając go samego.
Uwielbiała takie zabawy. Z Carlosem była już od ponad dwóch lat. Bez niego by nie przetrwała. Był jej "Aniołem Stróżem". Gdy miała mały kryzys. Nie miała gdzie mieszkać i za co żyć, on ją przygarnął i pokochał. A ona tak mu się odpłaca... Nigdy nie była z nim szczera. Od zawsze go okłamywała i zdradzała. Uważała, że tak będzie lepiej. Wiedziała, że on ją kocha, wiedziała też że zrobi dla niej wszystko. Więc czemu by tego nie wykorzystać? Skoro jest taki głupi i naiwny, to niech teraz cierpi. A co do Enrique... To tylko taka odskocznia od Carlosa. Nic poza tym.
Carlos tak jak powiedział, czekał na dziewczynę w salonie.
-No nareszcie!
Powiedział gdy tylko ją ujrzał.
-Wiem, bywa.
Odpowiedziała od niechcenia i upiła łyk drinka.
-Okeyy...
Powiedział przeciągając. Zauważył, że jest jakaś dziwna, ale wolał nie wypytywać się o szczegóły, chciał uniknąć kłótni.
-Bibi! Policja!
Usłyszała głos dochodzący z kuchni.
Zapanował kompletny chaos! Wszyscy zaczęli uciekać. Nie dość, że było już dawno po ciszy nocnej, to policja bez problemu znajdzie tutaj prochy. W końcu kuzyn Meberak to diler...
-Jak to policja?!
Wrzasnął Carlos, który przejął się bardziej niż sama Bibi.
-Spokojnie kotku... Zajmę się nimi. Ogarnij tylko szybko prochy ze stołu i też idź stąd. Zobaczymy się rano.
Powiedziała i gdy pomogła brunetowi sprzątnąć narkotyki i zamknęła za nim drzwi od tarasu podeszła do miejsca gdzie czekało już dwóch policjantów.
-Jakiś problem, pani władzo?
Zadała pytanie opierając się o futrynę.
-Dostałem zgłoszenie, że odbywa się tutaj bardzo głośna impreza. Mogę zajrzeć do środka?
-Oczywiście, proszę.
Odpowiedziała odsuwając się i zostawiając wolne miejsce dla policjantów.
Rozejrzeli się po domu. Wokół tylko butelki. Nic specjalnego.
-Sama to pani wypiła?
-Mam mocną głowę.
Odpowiedziała z uśmiechem opierając się o blat.
-Dobra, niech będzie. Proszę już tak nie hałasować i proszę pozdrowić siostrę.
-Pewnie, pozdrowię.
Odpowiedziała, gdy policjant trzymał już rękę na klamce od drzwi wyjściowej, aż tu nagle...
-Hej Bibi! Wciągasz ze mną?!
Usłyszeli krzyk mężczyzny schodzącego po schodach. Trzymał on w ręku woreczek z białym proszkiem.
-Co?!
Wrzasnął policjant. Enrique dopiero teraz go ujrzał. Stanął jak wryty na schodach nie wiedząc co ma powiedzieć ani co robić.
-Pójdziecie z nami!
Dodał i zabrał narkotyki, po czym zapiął kajdanki na rękach obojga i wyprowadził z domu. Nieźle się wpakowali...
***
Ile grozi za posiadanie narkotyków? Nie wiem, ale na pewno nie mało...
Mała, ciasna, szara cela z czymś na wzór muszli klozetowej i dwa łóżka. A właściwie stelaż i koc. Kraty zamiast drzwi i okien. Ciasne, ale własne, jak to mówią.
-Jezu, QueQue, ale ty jesteś głupi!
Wyleciała ni z tego ni z owego Bibi, siedząc na łóżku.
-Przypominam Maribel, że to ty policje wpuściłaś do domu, chodź wiedziałaś, że wszędzie jest pełno prochów.
Odpowiedział jej siedząc w kącie pod ścianą.
-Nie nazywaj mnie tak!
Krzyknęła przez zaciśnięte zęby na niego. Nienawidziła swojego imienia. Nienawidziła, gdy ktokolwiek ją tak nazywał. Enrique tylko opuścił głowę w dół i nic się nie odzywał.
-A najgorsze jest to, że zaraz do naszych starych zadzwonią, o ile jeszcze tego nie zrobili... I będę miała kłopoty...
Dodała, gdy już się nieco uspokoiła.
-Ty masz dobre nazwisko i bogatych starych. Wpłacą kaucję i wyjdziesz od razu. A ja? Ani grosza przy duszy, zresztą wiesz...
-Ale przecież Twoi rodzice mają kasę... Nie poręczą za Ciebie?
-Bibs, wiesz jak było, po co te głupie pytania?
Fakt. Rodzice Enrique wyrzekli się go. Wydziedziczyli i nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Od ponad dwóch lat nie widział ich na oczy. Więc pieniędzy za nic w świecie nie dadzą.
-Panna Meberak! Jest pani wolna!
Usłyszeli głos policjantki stojącej przy ich celi. Ta już po chwili otworzyła kraty i zrobiła miejsce dla brunetki.
Cieszyła się, że nie musi tutaj dłużej siedzieć. Cieszyła się, że mimo wszystko rodzice za nią poręczyli. W sumie wiedziała, że tak będzie. Oni od zawsze chcieli mieć nieskazitelną reputację. Ich córka nie mogła siedzieć w więzieniu. Po prostu nie mogła.
Bibi miała już wychodzić w celi, gdy spojrzała na siedzącego na podłodze Enrique. Zrobiło jej się smutno na sercu, bo jakby nie było, przez niego tutaj siedzi.
-QueQue, nie bój się, wyciągnę Cię stąd. Wytrzymaj. Do jutra.
Powiedziała przytulając się do niego. Już po chwili stała na więziennym podwórku szukając swoich rodziców. Stali na parkingu.
-Teraz to przegięłaś moja panno!
Krzyknęła kobieta robiąc się cała czerwona.
-Zawiodłam się na Tobie! Co ty sobie myślałaś gówniaro!
Krzyczała na nią szarpiąc ją w stronę samochodu i wpychając ją do niego.
Mężczyzna siedzący za kierownicą, nawet słowem się nie odezwał. Gdy we troje siedzieli już w czarnym BMW ruszył w stronę domu.
-Maribel! Jeżeli myślisz, że i tym razem ujdzie Ci to na sucho, to się grubo mylisz!
Krzyczała na nią.
-Nie mów tak do mnie!
Odpowiedziała jej brunetka siedząca na tylnym siedzeniu.
-Nie mów tak do mnie?! Ty mi będziesz mówić, jak mam Cię nazywać?! Od kiedy mi wiadomo tak masz właśnie na imię Maribel i tak będę Cię nazywała, zrozumiałaś?!
Nie usłyszała odpowiedzi. Ona zawsze w takich sytuacjach się wyłącza i nikogo nie słucha...
***
-Zawiodłam się na Tobie!
Mówiła, gdy weszli do środka budynku.
Starszy mężczyzna usiadł na kanapie. Bibi stanęła przy schodach ,zaraz obok siedzącego ojca, a kobieta stała między nimi i cała czerwona wymachiwała rekami przeklinając co chwila pod nosem.
-Powtarzasz się.
Odpowiedziała jej przewracając oczami dziewczyna.
-Jak śmiesz tak do mnie mówić?! I patrz jaki syf zostawiłaś!
Krzyknęła wskazując ręką na salon. Ale chwila, chwila... Jest idealnie posprzątany, jak do możliwe?
-Kto to posprzątał?!
Krzyknęła raz jeszcze.
-Nie denerwuj się, zadzwoniłem do pani Susan, by posprzątała...
Powiedział niepewnie mężczyzna.
-William!
Krzyknęła na niego.
-To ona miała tutaj posprzątać! Ta, która nabrudziła!
Krzyknęła, że aż pies, który był w ogrodzie zaczął szczekać.
-Kochanie, chodź, uspokoisz się napijesz herbatki, odpoczniesz... Jesteś bardzo zdenerwowana, a nie ma na co.
Mówił mężczyzna, u którego już prawie nie było widać czarnych włosów, gdyż na jego głowie panował siwy kolor.
-Nie ma na co?! Nie ma na co?! Jak to nie ma na co?! Nasza córka, została złapana z narkotykami! Siedziała w więzieniu, zrobiła imprezę podczas naszej nieobecności, a ty mówisz, że nie ma na co?! Czy ty siebie słyszysz? Musieliśmy wpłacić na nią setki tysięcy euro, zepsuła nam wakacje, a ty mówisz, że nie ma na co?!
Krzyczała wymachując rękami.
-Och, chyba mam migrenę...
Powiedziała łapiąc się za głowę.
-Chodź Nidio, chodź...
Powiedział łapiąc w pasie swoją małżonkę i zaprowadził ją na piętro do ich sypialni.
Bibi całą tą kłótnie, która jakby nie była, była z jej powodu przesiedziała w swoim pokoju. Jej rodzice tak ją kochają, że nawet nie zauważyli kiedy zniknęła. Ciekawe, czy by zauważyli gdyby zniknęła. Ale tak na dobre... Bezpowrotnie...
***
Leżąc na łóżku, zdała sobie sprawę, że dłużej tutaj nie wytrzyma. Nie chodzi o miasto. Nie chodzi ani o Kolumbię, ani o Barranquillę. Po prostu nie wytrzyma dłużej ze swoimi rodzicami. Leżąc zastanawiała się gdzie było by jej lepiej. Gdzie mogłaby zamieszkać. Od zawsze fascynowała ją Wielka Brytania. Nigdy nie była w Londynie, a od zawsze o tym marzyła. Może teraz jest właściwy czas by spróbować swoich sił na całkiem obcej ziemi? Ale z drugiej strony, ona jest przyzwyczajona do ciepła. Do wiecznego lata, a tam? Większość roku pada deszcze i pogoda nie jest za wyborna. Ale cóż, dla chcącego nic trudnego.
Jej drugim wyborem jest mieszkanie u siostry, w Hiszpanii. Ale to jej się nie widzi... Jakby nie było, ona jest jej rodziną i gdy będzie "na jej utrzymaniu" to Shakira będzie jej matkowała. A ona przecież przed tym ucieka. Więc to ani trochę nie ma sensu. Jest też jeszcze jeden minus ewentualnej przeprowadzki do Barcelony. Ten chłopak... Ale z drugiej strony ma to też swoje plusy. Mało, ale przynajmniej nie będzie musiała wysłuchiwać wiecznych pretensji rodziców. Może to jest dobry pomysł?
W kuchni z kubkiem kawy w ręku siedziała Nidia, a obok niej siedział William patrząc się jej głęboko w oczy.
-I co robimy?
Spytał delikatnie.
-Z Maribel? Kotku, nie wiem...
Odpowiedziała robiąc smutną minę. Było jej bardzo ciężko. Zresztą tak samo jak jej mężowi. Oni bardzo kochali swoją córkę. Była tą młodszą, bardzo wyczekaną. Mimo to ona tego nie zauważa. Zawsze uważała się za gorszą, bo przyćmiewała ją sława Shakiry. Myślała, że przez to jest gorsza, a rodzice ją mniej kochają. Tak nie było. Teraz, gdy Shakira ma własne życie daleko od nich, tylko ona im została. A teraz układa się beznadziejnie...
-Może wyślemy ją do jakiejś szkoły z internatem?
Spytała.
-Żeby już do końca nas znienawidziła?
Odpowiedział jej mąż. Prawda. W tym momencie, to było chyba najgorsze rozwiązanie.
-To masz lepszy pomysł?
-Wiesz...
Zaczął.
-Skoro jej z nami jest tak źle... To może wyślemy ją do Isabel?
-Co?! Nie dość, że jest nieznośna, to jeszcze mamy jej wakacje fundować?
Spytała się oburzona Nidia.
-Jakie wakacje, kochanie... Przecież ona nigdy nie lubiła tam jeździć. Gerard ją denerwuje, zresztą wiesz, z Isabel też nie są za bardzo blisko. Nie ma tam znajomych. Kompletnie nikogo nie zna. Tylko nasza córka, Milan i Gerard. Dzieci ona też nie lubi Gerarda też, Milana widziała może trzy razy na oczy. Zresztą tak małe dzieci ją bardzo denerwują. Tam będzie tylko chodziła do szkoły. Zero imprez, zero znajomych. Zero kieszonkowych. Pomieszka tam pewien czas i zobaczysz, wróci do nas z płaczem. Będzie nas błagała, by zamieszkać z powrotem w domu...
Mówił.
-Może masz racje, ale czy Iss się na to zgodzi?
Telepatia czy co? Gdy tylko skończył to mówić, usłyszał sygnał telefonu komórkowego.
-Zaczekaj...
Powiedział i wstał z miejsca podchodząc do komórki.
-Halo? Kochanie? Właśnie o Tobie rozmawialiśmy! Jak się masz? Wszystko w porządku? Jak Milanek?
Pytał się odbierając komórkę.
-Dobrze. Wszystko dobrze poza jednym szczegółem...
Odpowiedziała.
-Poczekaj, dam na głośnik.
Dodał i przełączył na funkcję głośnomówiącą.
-A o co chodzi? Bo my mamy do Ciebie małą prośbę, ale ty mów pierwsza słońce.
Dodał i wsłuchiwał się w głos córki. Nidia tylko siedziała z boku i przysłuchiwała się wszystkiemu.
-Bo wiesz tato, jesteśmy z Gerardem zabiegani. Teraz za niedługo mam krótką trasę, Geri ma treningi... Nie mamy kogo z Milanem zostawiać, a nie chcemy wynająć opiekunki, bo boimy się go z kimś obcym zostawić. I pomyśleliśmy sobie, że może Bibi by mogła? Chciałam najpierw do Was zadzwonić i w ogóle się spytać czy istnieje taka możliwość, bo wiem, że są z nią problemy...
Mówiła.
-Córeczko nasza kochana! Z nieba nam spadłaś! My właśnie rozmawialiśmy, że byśmy chcieli ją do Ciebie wysłać na pewien czas...
Dodała Nidia, która do tej pory siedziała cicho.
-Czyli się zgadzacie? Naprawdę? To świetnie! Kiedy mogłaby do Hiszpanii przylecieć?
-Wiesz, właśnie skończyła szkolę. Może nawet jutro!
Dodała.
-Jutro? Matko, jak ja Was kocham!
Mówiła podekscytowana Shakira to telefonu.
-Nawet nie wiecie, jak ona jest mi teraz potrzebna. To może w niedziele by przyjechała? My jej jutro pokój przyszykujemy.
Ta, super. Oni już o pokoju rozmawiają i w ogóle, a czy ktoś spytał się głównej zainteresowanej, czy ona w ogóle chce? No właśnie...
Rozmawiali jeszcze blisko godzinę. Nidia opowiedziała wszystko co działo się przez ostatni czas z Maribel. Nie omijając oczywiście wczorajszej imprezy. Shakiry to nie ruszyło. Dobrze pamięta, jak sama tak się zachowywała. Ona miała o tyle lepiej, że nie mieszkała z rodzicami, oni do dziś o niczym nie wiedzą...
Ustalili szczegóły. Shakira miała przesłać bilety na popołudniowy lot w niedziele, a Gerard miał ją odebrać z lotniska. William z Nidią powiedzieli jej wszystko, na co ma jej pozwalać a na co nie. Ale mówić to oni sobie mogą, ona zrobi i tak jak będzie uważała...
-Dobrze kotku, ty idź załatwiać wszystko my pójdziemy do Maribel. Pewnie zadowolona nie będzie z tego pomysłu, ale my już zrobimy wszystko, by w niedziele wsiadła do tego samolotu.
-Dobrze, my też już niedługo się zobaczymy. Wkrótce odwiedzimy Was w Kolumbii. Cześć, kocham Was.
Powiedziała i odłożyła komórkę.
-Widzisz jak nam się poszczęściło?
Zaczęła zadowolona Nidia.
-Poczekaj, poczekaj... Niech jeszcze Bibi się zgodzi...
Odpowiedział jej mąż i wstał z krzesła. Razem udali się do pokoju ich młodszej córki.
-Bibi, możemy wejść?
Powiedział William, który wszedł pierwszy. Ojciec od zawsze był bliższy sercu dziewczyny niż matka. Matka zawsze była zajęta kierowaniem kariery Shakiry. Nie zauważała Bibi, dla niej na prawdę Isabel była tą lepszą, zdolniejszą córką. Z Willem było inaczej. On kochał równo swoje córki. Z czasem nawet bardziej tą młodszą. Po prostu, gdy Shakira miała koncerty, a Nidia jeździła praktycznie na każdy, to on siedział z małą Maribel i się nią zajmował. On zawsze potrafił ją wysłuchać i pocieszyć. Nie to co Nidia... Były bardzo daleko od siebie.
-Ty możesz, ona nie.
Odpowiedziała twardym tonem głosu Bibi spoglądając na ojca.
-Ja Ci dam gówniaro!
Wrzasnęła Nidia i już chciała rzucić wiązankę bardzo ładnych słów na córkę, gdy powstrzymał ją Will.
-Kochanie, zejdź na dół ja to załatwię...
Powiedział i "delikatnie" wypchał żonę z pokoju zamykając drzwi. Ta nie byłaby sobą, gdyby nie stanęła pod drzwiami z uchem przystawionym do nich.
-Jak się masz?
Spytał siadając obok niej.
-Dobrze. Dziękuję, ze mnie wyciągnęliście.
-Kotku, nie ma sprawy. Jesteś naszą kochaną córcią dla Ciebie wszystko.
-Tak, szkoda tylko, że tylko ty tak myślisz...
Powiedziała siadając na łóżku obok ojca.
-To nie tak... Wiesz jaka matka jest. Ona Cię kocha, ale na swój sposób.
-Wiem, przepraszam. Tato, mam pytanie...
Zaczęła.
-Dobrze, ale najpierw ja. Posłuchaj, ale się nie wściekaj, dobrze?
Kiwnęła tylko niepewnie głową w górę i dół.
-Myśleliśmy z mamą, co by teraz było dla Ciebie dobre. Bo wielu sprzeczkach doszliśmy do wniosku, że powinnaś od nas odpocząć. W Hiszpanii, u siostry.
Powiedział i niepewnie spojrzał na córkę.
Ta tylko otworzyła usta ze zdziwienia, a w jej oczach pojawiły się iskierki.
-Dziękuję. Dziękuję, ze nie internat!
Powiedziała i przytuliła się do ojca. Takiej reakcji się nie spodziewał. Każdej, ale nie takiej.
-To kiedy mogę tam jechać?
Pytała nadal ściskając ciało ojca.
-W jutro po południu masz samolot. Wszystko jest już załatwione, możesz się spakować.
Odpowiedział i wstał z łóżka kierując się do wyjścia.
-Dzięki tato.
Powiedziała, gdy już naciskał klamkę od drzwi.
-Proszę Bibi.
Odpowiedział ze szczerym uśmiechem na twarzy.
Uwielbiała swojego tatę. Za całokształt, a szczególności za to, że nie nazywał jej Maribel. Dobrze wiedział jak tego nienawidzi i nie chciał by się denerwowała.
-A, tato... Mam jeszcze małą prośbę. Tylko nie mów mamie, ok?
Spytała niepewnie.
-Tak?
-Bo Enrique... Mógłbyś? Oddam Ci wszystko co do grosza! Obiecuję! Ale on przeze mnie tam siedzi... Pomożesz mu?
-Bibi...
Powiedział błagalnie patrząc na córkę.
-Nie martw się. Tylko pakuj się, jutro odlatujesz.
Powiedział i wyszedł z pokoju.
***
Znów jej wszystko uszło na sucho. Zawsze gdy narozrabia, dostaje jeszcze za to nagrodę. Nie dość, że siedziała przez jedną noc w więzieniu, rozwaliła cały dom, to jeszcze jedzie na całe wakacje do Hiszpanii, czego chcieć więcej? Tylko ona jeszcze nie wie, co będzie musiała tam robić... Już Shakira jej coś wymyśli...
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
No :D
I drugi za nami.
Właściwie to nie wiem co mam tutaj napisać ... ;/
Mam nadzieję, że się podoba ^^.
Wiesz, nie musisz nic dodatkowo pisać, bo rozdział jest świetny!
OdpowiedzUsuńFajna na "Maribel" hahaha :P
Od razu ją bardzo polubiłam, jest taka... Całkiem inna niż Diana w poprzednich blogu.
Już się nie mogę doczekać, co narozrabia w Hiszpanii, bo sądząc po tym, co robiła w Kolumbii, to będzie ciekawie :P
poprzednim*
UsuńOj tak,będzie ciekawie... ^^.
UsuńCudowny rozdział :)
OdpowiedzUsuńMaribel nie jest wcale taka zła :) tzn. poza tym, że zdradza swojego chłopaka itd.
Ale zobaczymy co jeszcze wytworzy tam w Hiszpanii :)
Czekam na następny :)
Super !
OdpowiedzUsuńJa tam Bibi bardzo lubię, jest taka podobna do mnie, bvheuheue :D
A nawet bez tego ją bardzo polubiłam.
Pisz szybko następny .
Mvhuahuahua :P
OdpowiedzUsuńBardzz mi się podoba.
Bardzo.
BARDZO!
A tak po za tym, że baaardzo mi się podoba, to powiem Ci, że bardzo mi się podoba :D
Hhahahah, tak, mądra ja :D
Dodawaj następny jak najszybciej, bo nie mam co czytać... ;/
UsuńHhahaha :D
UsuńBardzo mi się podoba Twój komentarz.
A po za tym, że bardzo mi się podoba, to powiem Ci, że bardzo mi się podoba ^^.
Bardzo fajny, pisz szybko następny :)
OdpowiedzUsuńDlaczego ich matkę przedstawiłaś w tak negatywnym świetle? Ale przynajmniej tata wydaje się być spoko :D
OdpowiedzUsuńPowiem tak, jestem cholernie ciekawa jak jej się ułoży w Hiszpanii i czy dogada się z Pique, pisz szybko następny, bo chyba umrę z tej ciekawości :D
Dlaczego? A nie wiem... Po prostu coś we mnie chciało, by tak było...
UsuńAle czemu, to nie wiem...
A co do Pique, to jakoś będzie musiała się dogadać... Będą przecież mieszkać razem, ale czy im to się uda, to już nie zdradzę ^^.
No, no... Niegrzeczna Bibi, ale jakże zajebista :)
OdpowiedzUsuńTo dopiero drugi rozdział, a ja już z całego serducha kocham tego bloga!
Osobiście uważam, że będzie on lepszy niż poprzedni. Ale to nie znaczy, że tamten był zły, czy coś, nie. Po prostu, ten mi się bardziej podoba :)
Hhaha :3
UsuńA już myślałam, że tamten, bo był Bartra, ale skoro tak...
Mi osobiście ten też (póki co) bardziej przypadł do gustu ^.^
Zajebiste, jak zawsze zresztą :>
OdpowiedzUsuńhttp://quedat-amb-mi-noelle.blogspot.com/2013/09/rozdzia-2.html zapraszam na 2 rozdział :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://milosc-wszystko-przezwyciezy.blogspot.com/
Rozdział 5 na: http://amores-perros-jugador.blogspot.com :) Liczę na komentarz.
OdpowiedzUsuń