środa, 22 stycznia 2014

4. Uczmy się na błędach

Całe po południe spędzili w ogrodzie na rozmowach i wspominkach. Dziwne, bo Bibi ani razu nie zachowała się nie miło dla Shakiry, a tym bardziej dla Gerarda! Była nad wyraz miła i kulturalna. Czemu? Co jej się stało, że nagle jest taka dobra dla innych? Może tak działa na nią Hiszpania i przebywanie ze starszą siostrą i jej rodziną? Nie... Po prostu miała pewny plan co do tej dwójki, zresztą tak samo jak oni dla niej.
Gerard kilka razy dawał Shakirze znaki, żeby zaczęła rozmowę o opiekunce dla Milana. Blondynka jednak nie potrafiła ująć tego w słowa.
Nie chciała psuć dobrego humoru dziewczyny. Wiedziała, że potrafi ona z byle powodu wybuchnąć, nie chciała tego znowu przeżywać. Ale właściwie po to ją tutaj ściągnęła, kiedyś będzie musiała jej to powiedzieć... To kiedyś nadeszło szybciej niż myślała. Gerard znudzony już rozmową o kosmetykach, jaką akurat prowadziły dziewczyny, wziął sprawę w swoje ręce. Wiedział, że jego żona może tak zwlekać w nieskończoność...
-Bibi..
Zaczął.
-Mamy dla Ciebie z Isabel propozycję.
Brunetka tylko poprawiła grzywkę, która akurat opadła jej na lewe oko i spojrzała na szwagra.
Shakira już wiedziała co ma zamiar zrobić jej mąż. Wzięła syna na ręce, który akurat stanął przy jej nogach.
-A właściwie nie propozycje, mamy prośbę. Cholernie wielką prośbę.
Dokończył i znacząco spojrzał na żonę, która poprawiała fryzurę Milanowi.
-Bibi, chcielibyśmy się Ciebie spytać, czy nie zajęłabyś się Milanem.
Powiedziała blondynka i spojrzała na siostrę.
Ta tylko spojrzała raz na nią, raz na Pique. Nie do końca zrozumiała o co im chodzi.
-Teraz? Wychodzicie gdzieś?
Spytała spokojnie.
-Nie, źle zrozumiałaś... Czy nie zajęłabyś się nim, że tak powiem... Na stałe. Potrzebujemy opiekunki dla niego, wiemy, że sobie poradzisz, Twoja pomoc jest nam bardzo potrzebna.
Nie małe zdziwienie ogarnęło jej umysł. Kompletnie nie wiedziała co ma powiedzieć. Chciała tu przyjechać, żeby odpocząć od rodziców, poznać kogoś, poszaleć, to miały być wakacje, a nie harowanie przy jakimś dziecku. Nie tak to sobie wyobraziła.
-Serio myślicie, że uda Wam się mnie tak wrobić?!
Uniosła głos i aż wstała z krzesła.
-Nie przyjechałam tu, żeby niańczyć Wam dziecko!
Krzyczała wymachując rękami. Gerard nie mógł pozwolić, by jakieś dziewuszysko wydzierało się w jego domu i to jeszcze na jego żonę i syna. Tego było za wiele.
Wstał z miejsca i prawą ręką wskazał na drzwi wyjściowe mówiąc...
-Jak masz tak drzeć japę, to wyjdź! Poradzimy sobie i bez Ciebie! Jesteś rozwydrzonym, rozpieszczonym bachorem, który nic nie docenia! Zejdź mi z oczu!
Zrobił się cały czerwony ze złości. Sam nie wiedział czemu tak gwałtownie zareagował. To wszystko zbierało się w nim od dłuższego czasu. Ta dziewczyna zawsze go denerwowała, ale nigdy nie zareagował tak jak teraz. No, w końcu musiał wybuchnąć, bo tego było już za wiele.
Krzyku Gerarda bardzo przestraszył się Milan. Gdy on rzucał kolejną wiązankę w stronę strojącej przed nim Bibi, Shakira próbowała uspokoić Milana, który bardzo mocno płakał. Nigdy jeszcze nie widziała go w takim stanie. Przytulając syna, darła się na męża, by ten przestać krzyczeć. Bez skutku.
Słysząc te wszystkie przykrości na swój temat, Bibi tylko odwróciła się na pięcie i ze wściekłością w oczach wyszła z domu trzaskając białymi drzwiami.
-I coś narobił?!
Wrzeszczała Shakira wstając z krzesła.
-Ja?!
Nie mógł uwierzyć w to co mówi.
-A kto?!
Kierowała się schodami w stronę pokoiku syna. Chciała go uspokoić i położyć spać. Nadal płakał, lecz już troszkę słabiej.
-To jej wina! Zawsze tak na mnie działa!
Nie usłyszał odpowiedzi, tylko trzask drzwi.
-Jasne kurwa! Wszystko moja wina!
Mówił sam do siebie, po czym poszedł do kuchni i wyciągnął butelkę whisky. Wiedział, że nie powinien, jednak był tak zdenerwowany, że musiał.

***

Szła środkiem ulicy przeklinając co chwilę pod nosem. Nie miała pojęcia dokąd iść, nie wiedziała nawet co ma ze sobą robić. Wiedziała, jedynie to, że do ich domu nie wróci. Przynajmniej póki będzie tam Gerard.
Robiło się coraz później, a co z tym idzie, zimniej. Miała na sobie tylko krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach. Wiedziała, że w takim stroju długo nie wytrzyma. Wsadzając ręce do kieszeni, miała nadzieję, że znajdzie tam jakieś pieniądze. Niestety, była tam tylko komórka, dwa papierosy i papierek po cukierku. Przyjdzie jej marznąć dzisiaj w nocy...
Krocząc ulicami Barcelony, wzrok jej przykuł skate park. W sumie i tak nie ma co robić, ani gdzie pójść, skręciła w uliczkę i poszła za głosami, które z tam tąd dochodziły.
Dwie rampy, jedna większa, przy której stało kilku chłopaków i dwie dziewczyny, przy mniejszej było kilka dzieci.
Usiadła na ławce, niedaleko stojących osób i założyła nogę na nogę.
Siedziała i perfidnie wpatrywała się w stojących kilka metrów dalej ludzi.
-Macie może ognia?!
Krzyknęła do nich, gdy zauważyła, że o niej rozmawiają. Nie trudno było tego nie zauważyć. stali, patrzyli na nią i coś gadali.
Już po chwili podszedł do niej jeden z chłopaków i podpalił jej papierosa.
-Dzięki.
Wsadziła fajkę w usta.
-Nie widziałem Cię tutaj wcześniej...
Chłopak oparł się nogą o ławkę i położył na niej obie ręce przyglądając się brunetce.
Ona mu nie odpowiedziała, tylko wypuściła dym z ust prosto w jego twarz.
-Jestem Costa.
Wyciągnął rękę w jej stronę.
-Bibi.
Ścisnęła jego dłoń i znów włożyła papierosa w usta.
-Chodź, przedstawię Cię reszcie.
Dziewczyna ochoczo poszła za nim. Właśnie o to jej chodziło. Chciała jak najszybciej kogoś poznać, by mieć gdzie spać dzisiejszej nocy. Nie miała zamiaru wracać do siostry i jej wspaniałego męża. Już wolała spać na ulicy, ale to też jej się nie uśmiechało.
Costa przedstawił ją reszcie swoich znajomych. Cristian, Melanie, Sofie, Mario. Wydawali się być bardzo sympatyczni. Nie meli nic przeciwko temu, by Bibi trochę spędziła z nimi czasu.
Po dłuższej chwili, dowiedziała się, że Sofie i Cristian to kuzyni. Melanie jest z Cristianem, a Costa i Mario to bracia. Cała wielka rodzina.
-Co Cię w ogóle sprowadza do Hiszpanii?
Spojrzała na nią rudowłosa dziewczyna trzymając puszkę z piwem w ręku.
-Rodzice mieli mnie dość i przysłali mnie do siostry, żebym jej potruła trochę dupę.
Wzruszyła ramionami.
-To czemu nie jesteś u niej? Późno trochę, a ty szwendasz po ulicy.
-Jakoś nie potrafię dogadać się z jej mężem. To jest skończony idiota, nie mam zamiaru z nim mieszkać. Po za tym, wyrzucił mnie z domu. Nie mam gdzie spać i tak się szwendam.
Wyrzuciła resztę papierosa, którą trzymała w ręku.
-Mamy wolny materac, możesz spać u nas.
Zaproponował Costa i spojrzał na swojego brata. Był on najbardziej nieobecny ze wszystkich. Cały czas rysował coś na kartce, albo się rozglądał.
-Chętnie bym skorzystała.
Odpowiedziała bez skrupułów.
Robiło się naprawdę późno. Melanie, Sofie i Cristian stwierdzili, że pora wracać już do domu. Pożegnali się z pozostałą trójką i ruszyli do siebie.
-To chodź Bibi, pokażemy Ci nasz pałac.
Costa wstał z ławki i wyciągnął rękę w kierunku brunetki. Ta ochoczo złapała go za dłoń i ruszyła razem z nim. Mario tylko leniwie podniósł się i szedł kilka metrów za nimi.
Po około dwudziestu minutach stali pod odrapaną kamienicą.
-Może nie za duże, ale własne.
Przekręcił kluczyk w drzwiach i popchnął je nogą.
Faktycznie, małe mieszkanie. Zaraz po przekroczenia progu mieszkania, stoi się w kuchnio-salono-jadalni. Jedno pomieszczenie, jedynie kuchnia odgrodzona jest pół ścianką. W samej kuchni nie ma nic po za kilkoma szafkami, kuchenką i lodówką. Na przeciwko drzwi jest duże okno zasłonięte czarną, dziurawą koszulką. Obok niego stoi półka na książki. Jednak książek na niej nie ma. Jest tam tylko kilka szklanek i misek oraz jakieś gazety. Niemal na środku pokoju stoi okrągły stoik z trzema krzesłami, ale tylko dwa z nich nadają się do użytku. Jedno ma tylko dwie nogi. Szara kanapa stoi po prawej stronie pod ścianą, obok jasnych drzwi. Obok kanapy, na podłodze leży materac, a kawałek od niego stoi mały, czarny telewizor. Za drzwiami, obok kanapy jest łazienka. Prysznic, umywalka, toaleta, lusterko.
W mieszkaniu jest jeszcze jedno pomieszczenie. Typowa sypialnia. Łóżko, szafka, i pełno ciuchów rozrzuconych dosłownie wszędzie!
Jak to powiedział Costa, może nie duże, ale własne.
Gdy tylko cała trójka była już w mieszkaniu, Costa oprowadził Bibi po nim, a Mario poszedł do kuchni. Wyciągnął z  lodówki jogurt i zaczął jeść.
-Tutaj Bibi będziesz spała.
Wskazał na szarą kanapę.
-Może nie jest wygodna jak jakieś łoże królewskie, ale daje radę.
Uśmiechnął się i rzucił na kanapę koc i poduszkę.
-Ty gdzie będziesz spał?
Rozejrzała się po szarym pokoju.
-Tutaj, na materacu.
Wskazał na niego, leżał na podłodze.
No niech mu będzie. Nie chciała udawać, że przejmuje się jego zdrowiem, kręgosłupem i w ogóle tym wszystkim, co może go boleć po przespaniu nocy na podłodze. Ona chciała mieć wygodnie. Więc skoro chłopak sam zadeklarował się, że będzie spał na podłodze, to przecież nie będzie mu się sprzeciwiała...
-Bibi, a jak ty właściwie masz na nazwisko?
Spytał się Mario, gdy siedzieli i rozmawiali.
Znaczy właściwie nie wszyscy siedzieli. Ona siedziała, po turecku na kanapie, Costa już przyzwyczajał się do tego, że będzie spał na materacu i już teraz na nim leżał, a Mario siedział przy stole i rysował.
Nie chciała mu powiedzieć, że ma nazwisko Meberak. Od razu by się domyślili, że jest siostrą Shakiry, a tego nie chciała.
-Sortez.
Odpowiedziała spoglądając na chłopaka. To nazwisko było pierwsze, jakie wpadło jej do głowy. Dlaczego takie? Bo tak ma na nazwisko Enrique. Jej jedyny prawdziwy przyjaciel. Tylko za nim tęskni będąc w Hiszpanii. Tylko dla niego chce wracać do Kolumbii.
-Niespotykane nazwisko. Pierwszy raz je słyszę.
Powiedział leżący na materacu brunet.
-A wy? Jak macie na nazwisko?
-Berrientos. Tak jak ten sławny aktor
Powiedział dumny Mario. W końcu się ożywił. Praktycznie cały czas był cichy i spokojny. Ale wszystko co dobre szybko się kończy. Gdy się rozkręcił, gadał cały czas! Bez przerwy! Jadaczka mu się dosłownie nie zamykała.
Około godziny drugiej w nocy, zrobiło się cicho, wszyscy zasnęli. Bibi wtuliła się w koc na kanapie, Costa leżał rozwalony na materacu, a Mario poszedł do swojego pokoju, przed tym śpiewał różne piosenki, na szczęście w końcu się zamknął. Można było spokojnie pójść  spać.

***

Obudziły ją szmery. Leniwie otworzyła oczy i ujrzała Mario chodzącego po kuchni. Zaraz później spojrzała na Costę. Nadal spał.
-Wychodzisz gdzieś?
Chłopak na nią spojrzał.
-Tak, to pracy. Muszę utrzymywać tego nieroba. On sam za nic się nie weźmie, więc wiesz..
Schował do plecaka kilka kromek chleba.
-Może jeszcze się zobaczymy jak wrócę, jeśli nie, to miło było Cię poznać.
Wyszedł z mieszkania.
Nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Czy zostać tutaj, czy wrócić do Shakiry... Ale gdyby nie ten Gerard... Dlaczego ona go aż tak bardzo nie lubi?
Całe te rozmyślania przerwał Costa.
Poczuła jego rękę na swojej.
-Co ty robisz?!
Spytała zdenerwowana zabierając rękę.
-Chciałem się przywitać.
Przetarł oczy widząc zdenerwowanie u Bibi.
Dziewczyna zaraz po tym wstała z kanapy i poszła do łazienki.
Stojąc przy lusterku, nie wiedziała, czy to zachowanie Costy nie miało żadnych podtekstów. Poprawiła makijaż i fryzurę i wyszła z łazienki.
Costa tym razem leżał na kanapie.
Była bardzo głodna. Ostatnią rzeczą jaką jadła, było ciastko wczoraj w południe. Chcąc uciszyć burczenie w brzuchu otworzyła lodówkę. Znalazła tam tylko jedno jajko, masło i jogurt. Na bogato.
-Jesteś głodna?
Usłyszała głos Costy.
-Możemy wybrać się na wspólne śniadanie.
Mówił podchodząc w jej stronę.
-Nie wiesz, nie mam kasy.
Poczuła jego rękę na swoim biodrze. Co on wyprawiał?
-To nie szkodzi, zajmę się Tobą.
Szeptał jej do ucha. Zaraz po tym, obrócił dziewczynę przodem do siebie. Stali oddaleni od siebie o dosłownie pięć centymetrów. W jej głowie tysiące myśli, nie miała pojęcia co zrobić.
-Co ty wyprawiasz?!
Krzyknęła i próbowała mu się wyrwać, niestety trzymał on ją bardzo mocno, nie miała szans, by mu uciec. On był od niej dużo silniejszy.
-Nie udawaj, że tego nie chcesz... Po za tym, musisz jakoś mi się odwdzięczyć za nocleg... A to nie są takie tanie rzeczy... Jestem pewien, że wiesz o co mi chodzi...
Dokończył i zaczął całować dziewczynę po szyi.
Jej odpowiedź była natychmiastowa! Odsunęła głowę od niego i plunęła mu prosto  w  twarz. Ten czując lepką substancję na swojej twarzy puścił ją lekko i zaczął przecierać oczy. Nie czekając długo, skorzystała z tego i kopnęła go w krocze. Brunet zwijając się z bólu upadł na podłogę.
-Trzeba było trzymać łapy przy sobie.
Nie chciał ani chwili dłużej być w tym mieszkaniu. Nie chciała mieć nic do czynienia z tym człowiekiem. Zabrała swoją komórkę, która leżała na kanapie i szybkim krokiem wyszła z mieszkania. Jest wielką szczęściarą. To mogło się zupełnie inaczej skończyć...







###################################


No :)
I jest następny. Podoba się?  Od teraz, będę rozdziały dodawała szybciej, co jakieś 3-4 dni, zadowolone? :)
AAA i jeszcze, 100 lat Milan! <3



15 komentarzy:

  1. Taki mało pozytywny rozdział, i to jeszcze w urodzinki Milanka... </3
    Ta kłótnia Bibi z Gerardem... Szkoda, że nie potrafią się dogadać...
    I jeszcze ten Costa :(
    Oby w następnym im się ułożyło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakże negatywny i niedobry Pique :C
    No wiesz... Przecież on jest taaaki słodziutki, jak możesz tak go postrzegać?
    Ale w sumie, to Bibi wina, wkurzała go, to wybuchł :D
    Jak Costa śmiał być takim debilem? Serio myślał, że Bibi jest taka łatwa? Dobrze, że udało jej się uciec...
    Oczywiście, że się cieszę, już się nie mogę doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Oo ! Wiedziałam, że z Bibi nie będzie łatwo, ale nie pomyślałam, że nie ulegnie nawet Milankowi. W sumie nie dziwię się Gerardowi. Chociaż trochę go poniosło. Ale i tak ją uwielbiam
    Co do chłopaków to Bibi była dość nie uprzejma, ale to dobrze...popieram...
    Jak ten Costa mógł się do niej w ogóle zbliżyć ?! Co za kretyn...brak mi słów na niego...
    Ale mam nadzieję, że Pique jakoś dotrze do Bibi i się pogodzą :)
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Uhh ;/
    Bibi ma trudny charakterek, tak jak mówiłaś. Potrafi pokazać pazurki...
    Ale moim zdaniem, to jest jej wielki plus! :)
    Informuj o następnym.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ agresywny Pique! Ale do dobrze, pokazał, że nie pozwoli żeby jak to napisałaś "bachor" wydzierał się w obecności jego rodziny... Oby się jakoś pogodzili, mimo wszystko.
    I jeszcze ta akcja z Costą ;/ Ehh.
    Ale i tak bardzo mi się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie napisane!
    Zaczęło się tak niewinnie, miło i w ogóle, później BUUM! kłótnia z Pique.
    Potem znów wszystko ładnie, pięknie i ten zboczeniec Costa na koniec...
    Rozdział najbardziej podobał mi się ze wszystkim poprzednich! Taka GROZA w nim była! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. No ciekawe, czy ona nauczy się na błędach...
    Rozdział bardzo fajny, informuj o nowym :>

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, 100 lat Milanku <3 :*
    Rozdział bardzo mi się podoba, nawet mimo tego, że jest taki... negatywny? Kłótnia z Gerardem, i zboczeniec Costa... Dobrze, że mu uciekła. W sumie, ja nie wiem czy bym poradziła sobie w takiej sytuacji, tak jak zrobiła do Bibi.... Dzielna dziewczyna z niej :)
    Informuj o nowym :*

    OdpowiedzUsuń
  10. I że nawet Milan nie był w stanie ją przekonać to zostania opiekunką... Ja bym chciała opiekować się takim dzieckiem :*
    Rozdział mi się bardzo podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo mi się podoba :)
    Faktycznie, trochę mało pozytywny, ale przez to fajny.
    Już nie mogę doczekać się następnego.

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajny rozdział, dodawaj szybko następny :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajne opowiadanie.
    Bardzo polubiłam Bibi, nawet mimo tego jej charakterku.
    Bardzo mi się podoba =)

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajny.
    Oby Bibi dogadała się z Gerardem. Tak byłoby jej łatwiej.
    Dobrze, że poradziła sobie z Costą, debil z niego...
    Informuj o nowym.

    OdpowiedzUsuń